Terrence Malick w swoim filmie „Drzewo życia” stawia widza w trudnym położeniu. Reżyser znany ze swoich światowej sławy produkcji, takich jak m.in. „Cienka czerwona linia” może w tym momencie zaskoczyć niemałe grono odbiorców. Prezentuje nam bowiem dramat filmowy, czerpiący ze stylistyki science-fiction, co raczej obiega od stylu, jakim zwykł nas raczyć.
O czym jest film Drzewo Życia (The Tree of Life) ?
W prezentowanym filmie śledzimy losy pewnej rodziny, najmocniej skupiając się jednak na młodym chłopcu – Jacku (granego początkowo przez Huntera McCrackena). Akcja flmu przeniesiona została w realia lat 50tych XX wieku, co jeszcze wierniej oddaje naturę relacji, jakie zachodzą między krewnymi. Żelazne zasady, twarda ręka i rygorystyczne wychowanie to główne cechy, jakimi charakteryzuje się ojciec naszego bohatera (w roli tej zobaczymy, jak zwykle fenomenalnego, Brada Pitta). Jest to jednak tło do tego, co naprawdę w filmie istotne – cała historia jest tylko otoczką, która prowokuje to do stawiania trudnych, egzystencjalnych pytań, nie dając nam żadnej odpowiedzi. Jack dorasta, a w raz z nim dorastają nurtujące go rozważania. Widząc go już jako starszego mężczyznę (tym razem w rolę wciela się Sean Penn), coraz mocniej dostrzegamy jego bezradność w obliczu intrygujących pytań, dotyczących najważniejszych kwestii. Kwestii życia, istnienia, Absolutu.
Dzieło Malicka z pewnością nie jest filmem dla widzów, którzy od kina oczekują przede wszystkim rozrywki. Jest to utwór nad wyraz patetyczny (momentami jednak naiwny), nasączony chwilami niezrozumiałym, metafizycznym wręcz klimatem – co jest zasługą zarówno precyzyjnie wykonanych zdjęć (Emmanuel Lubezki), jak i subtelnie podkreślone rolą muzyki (autorstwa Alexandre Desplat). Widz najpierw zaakceptować musi fakt, iż sam stanie się filozofem, przyłączając się do tej głębokiej, nieco przesadnie narzuconej refleksji, nad Wszechświatem i dopiero z takim podejściem przystąpić może do oglądania „Drzewa życia”.

Dodaj nowy komentarz